Autor Wiadomość
Gołębica
PostWysłany: Pon 22:25, 04 Cze 2012    Temat postu:

Muzyka wpływa na emocje i nastrój dlatego może działać stymulująco na organizm i przeciwdziałać depresyjnym nastrojom.

Pobudza lub uspokaja.

Utworów dynamicznych opartych na rytmie parzystym na dwie drugie czy cztery czwarte można słuchać rano i w ciągu dnia.
Wieczorem dobrze się wyciszyć słuchając utworów refleksyjnych gdzie dominuje melodia i rytmy nieparzyste na przykład na trzy czwarte czy sześć ósmych - mówi muzykoterapeuta z Koszalina - Władysław Pitak.

Działanie muzyki można wzmocnić przez żółte światło, które najkorzystniej wpływa na nastrój, zwalczając jedną z głównych przyczyn sezonowej depresji - niedobór światła.
Ewelina Jaworska (Rzeczpospolita)

Jeżeli masz płytki CD ćwiczeniami Jacobsona i Schultza , psychocybernetykę Maltza , eutonię i medytację + pranajama i joga lecznicza to wystarczy, aby w ciągu kilku miesięcy poradzić sobie z wszystkimi problemami nerwicowymi.
Nie poddawaj się i wytrwale pozbywajcie
Gołębica
Aluś
PostWysłany: Pon 22:05, 04 Cze 2012    Temat postu:

Witam

od pół roku lecze się na lęki jako główny objaw nerwicy i depresji
biore lexapro
po 3 miesiącach wyleczylem się z lęków
lecz miewam jeszcze male niepokoje

korzystalem przez te 3 miechy z pomocy psychologa...
zrozumialem troche swoją chorobe
nie boje się lęków..umiem z nimi walczyc..
wiem co to lęki..
wiem co sie wtedy dziele z moim cialem
i nie mam odruchu ucieczki

ale....
czy to wystarczy?
moze powinienem skorzystac z porzadnej psychoterapii.
Alek
fobia
PostWysłany: Pią 8:11, 20 Kwi 2012    Temat postu:

- Lekarz kształci się pod kątem pigułek


W programie nauczania psychiatrów dominuje nastawienie na leczenie farmakologiczne. - Łatwiej jest wykształcić lekarza tak, żeby przepisywał leki i miał mniej wątpliwości. Bardzo wielu kolegów i koleżanek dorabia do tego szkolenia psychoterapeutyczne, ale robi to za własne pieniądze. Nie wszyscy się na to decydują, bo to niemałe koszty - opisywał sytuację dr Murawiec. - Jeżeli ktoś już się wykształci na psychoterapeutę, to najczęściej przechodzi do praktyki prywatnej. Ten odpływ oczywiście nie jest stuprocentowy. Dostępność prywatna jest bardzo duża, a w ramach NFZ - zdecydowanie zbyt niska - ocenia psychiatra.

Zdaniem psychiatry i psychoterapeuty istnieje przestrzeń na sprawy wewnętrzne. - Tylko, że pacjent musi być na to nastawiony. Musi chcieć coś zmienić, a nie oczekiwać jedynie pigułki. Także lekarz psychoterapeuta musi mieć przestrzeń i czas, żeby tę psychoterapię zrobić - mówił dr Murawiec. - Wersja podstawowa to stwierdzenie objawów, wypisane recepty, poinformowanie pacjenta. Wszystko inne jest dodatkiem. Ten dodatek jest możliwy, tylko wymaga dużo więcej czasu i środków finansowych. Często łatwiej dla pacjenta jest dostać pigułkę, to nie wymaga dużego wysiłku - wyjaśniał psychiatra.

Lekarz unikał jednoznacznej oceny, że "farmakoterapia to źle, a psychoterapia to dobrze". - Lepiej to niż nic - uważa. Oczywiście, można powiedzieć: "Żle, że stosuje się głównie pigułki". Z drugiej strony pacjenci czasem tylko tego oczekują. Nie każdy się na psychoterapię zdecyduje, nie każdy ma do niej dostęp czy to ze względów finansowych, czy czasowych - podkreślał dr Murawiec. ("Gazeta Wyborcza")
fobia
PostWysłany: Pią 8:09, 20 Kwi 2012    Temat postu:

Najłatwiej łyknąć pigułkę - coraz więcej młodych sięga po antydepresanty

Z kraju;2012-03-15 ["Gazeta Wyborcza"]






- Sukces gospodarczy Polski przypłaciliśmy zdrowiem psychicznym - mówił w programie "Nisza" w Radiu TOK FM dr Sławomir Murawiec, psychoterapeuta i psychiatra z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. - Psychoterapia wymaga czasu i wysiłku. Ludzie zwykle mówią: czuję się źle, dajcie mi proszek, żeby jutro było tak jak dawniej - opisywał dr Murawiec.

Dr Murawiec komentował w TOK FM tekst w najnowszej "Polityce" o młodych Polakach, którzy uzależnili się od antydepresantów, by utrzymać swoją wydajność w pracy. "Coraz więcej młodych, przebojowych sięga po antydepresanty. Jedni, bo przygniótł ich sukces. Drudzy, żeby osiągnąć jeszcze większy. Nie boją się ich brać, traktują niczym suplement diety. Boją się odstawić" - pisze w "Polityce" Juliusz Ćwieluch.

- Sukces gospodarczy Polski przypłaciliśmy zdrowiem psychicznym. Jest on możliwy dzięki lekom antydepresyjnym. Warunki życia - to jest podstawowy problem - mówił dr Murawiec, psychoterapeuta i psychiatra z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.

- Taki trend istnieje w cywilizacji amerykańsko-europejskiej. Stany Zjednoczone miały okres psychoanalizy, potem Prozacu. Na początku jest czas, kiedy osoby radzą sobie z pracą, z tempem życia. Następnie okres dekompesacji, kiedy pojawia się nerwowość, zaburzenia snu, obniża się wydajność. Człowiek jest na granicy, a potem pojawia się wypalenie, a ostatecznie chęć pójścia do psychiatry po pigułkę - opisywał dr Murawiec. - Ludzie, którzy przychodzą do psychiatry, nie mówią: "Dajcie mi długą, wielomiesięczną psychoterapię, bo chcę się wewnętrznie zrestrukturyzować". Mówią: "Czuję się źle. Dajcie mi proszek, żebym już jutro mógł funkcjonować tak, jak poprzednio" - opowiadał psychiatra
Niechcemisie
PostWysłany: Wto 11:31, 15 Cze 2010    Temat postu:

Nie no. Myślałem bardziej o radzie/sugestii kogoś kto był w podobnej sytuacji. Jak sobie z tym poradził, co można by zrobić?
Do myśli samobójczych to daleko, bardzo daleko...
Gabi Kusek
PostWysłany: Pon 23:44, 17 Maj 2010    Temat postu:

Chciałabym zasnąc i się więcej nie obudzić, mieć to wszystko za sobą
Gabi Kusek
PostWysłany: Pon 23:42, 17 Maj 2010    Temat postu:

Jestem w podobnym dole. Wydaje mi się że życie moje to jak nasze polskie drogi albo na nich łajno albo dziura na dziurze albo w remoncie. Ja podobnie: mam dość i życia i siebie i całej tej szarpaniny

Cytat:
Koszalin
LOGOTERAPIA NERWIC
TERAPIA WAD I ZABURZEŃ MOWY
PRZYWRACANIE SENSU ŻYCIA




telefony: 94-340-60-06; 600-809-254
e-mail: logos@logos.pomorze.pl
www.logos.pomorze.pl
Niechcemisie
PostWysłany: Nie 3:45, 02 Maj 2010    Temat postu: Nie mam już siły

Wiem, że może nie jest to jakieś forum na którym można się użalać, ale może ktoś będzie miał jakąś radę.

Wszystko było kiedyś w miarę w porządku. Miałem dobrą pracę w dużej korporacji finansowej. Poza oczywiście dobrymi zarobkami miałem pewną stabilizację swojego statusu zawodowego (bliska współpraca z zarządem i kierownictwem firmy). Poznałem wspaniałą, intelignetną dziewczynę z którą zamierzaliśmy ustabilizować swoje życie. Znaleźliśmy bardzo ładne mieszkanie, załatwiliśmy kredyt w banku na jego zakup, jednak deweloper okazał się na tyle nieodpowiedzialny, że wpisał hipotekę na tym mieszkaniu, przez co bank nie chciał wypłacić kredytu. To akurat jest mniej ważne, ale...
Mój przełożony powoli awansował na coraz wyższe stanowiska, ktoś musiał przejąć jego dotychczasowe stanowisko i obowiązki, tym kandydatem byłem oczywiście ja. Jednak po dłuższej rozmowie z nim, w której ustaliliśmy, że lepiej abym się wstrzymał bo będzie miał dla mnie lepszą propozycję, odpuściłem starania się o jego fotel. Zatrudnił zupełnie obcą osobę z zewnątrz. Niestety mój nowy przełożony, jak się okazało, nie miał w ogóle pojęcia o tym co robi. Przez kilka miesięcy musiałem go szkolić. Po jakimś czasie, chyba, doszedł do wniosku, że mogę być zagrożeniem dla jego pozycji w firmie, a więc starał się działać tak, aby przenieść mnie do innego działu, w taki sposób, abym to ja sam się zgłosił i był zadowolony. I pojawił się oczywiście propozycja "awansu" na inne stanowisko, jednak gdy zapoznałem się ze szczegółami oferty uznałem, że nie jest dla mnie korzystna, o czym opowiedziałem swojemu nowemu przełożonemu, nalegał wtedy abym skorzystał z tej oferty, więc zapytałem, czy jest to jednak z tych propozycji nie do odrzucenia, a więc "awansowałem", za mniejsze pieniądze i na stanowisko z którym nie miałem wcześniej nic wspólnego. Ponieważ mój były przełożony zajmował się operacjami międzynarodowymi nie mógł być na bieżąco w firmie i nadzorować tego co się dzieje. Nowemu kierownikowi (przy okazji imprezy firmowej) wódka rozwiązała język i wyznał mi, że gdybym nie przyjął "propozycji awansu" miał dla mnie przygotowane wypowiedzenie (ale kutas, to ja stworzyłem dział którym kierował).
W trakcie pracy na nowym stanowisku zacząłem szukać nowej pracy i projektować własną działalność gospodarczą. Dostałem, istotnie ofertę, z której zresztą skorzystałem, za dobre pieniądze, na dobrym stanowisku i z dobrymi perspektywami. Niestety firma dla której pracowałem okazała się mieć przestępcze korzenie - była nastawiona na oszukiwanie ludzi. Moi pracownicy byli zdemotywowani do pracy ponieważ obawiali się, że nie dostaną wynagrodzenia, poręczyłem więc swoją głową. Nikt nie dostał wynagrodzenia w terminie, a więc zakończyłem współpracę z tą firmą, która i mi i moim byłym pracownikom zalega z wypłatą wynagrodzenia do dnia dzisiejszego. Pozostał mi więc projekt własnej działalności gospodarczej. Miałem jeszcze trochę oszczędności, skorzystałem też z kredytu oraz wsparcia bliskich. Niestety były to zbyt małe pieniądze - ostatecznie zabrakło na biuro (komputery, drukarki, oprogrmowanie i telefony jeszcze za dużo kosztują). Zatrudniłem przy tym jednego pracownika na zlecenie, aby zajął się pozyskiwaniem klientów. Ponieważ tego biura nie było robiliśmy to na zasadzie Home Office. Pierwszy miesiąc przyniósł straty, drugi również, w trzecim zwolniłem gościa bo skończyła się kasa na wypłaty dla niego. Wtedy odezwały się u mnie jakieś pierwsze objawy prokrastynacji.
Ponieważ tego mieszkania nie kupiliśmy, wynajmowaliśmy jedno. Ponieważ skończyła się kasa trzeba było uciekać do rodziców. I tak wszystko zaczęło się toczyć po równi pochyłej w dół. Byłem załamany tym, że musze mieszkać u mamy, płakałem cierpiałem. Pocieszałem się alkoholem, ale to sprawiało, że toczyłem się jeszcze bardziej. Wiedziałem, że długo już tak nie wytrzymam. W międzyczasie udało mi się złapać całkiem "intratny" kontrakt. Porwany wyobraźnią postanowiłem wyprowadzić się od mamy do domku na wsi, jako, że znajomy miał dość tanio taki domek do wynajęcie, a jeszcze był dobrym znajomym to była to najlepsza oferta.
Kontrakt okazał się jednak nie tak intratny jak zapowiadał klient (pomylił się o jedno zero!), no ale jakoś tam udawało się to wszystko utrzymać (chyba cudem, albo szczęściem). Dwa miesiące po przeprowadzce złamałem nogę gdzie w moim zawodzie to nie jest zbyt sprzyjające (częste wyjazdy w teren) i na trzy miesiące zostałem uziemiony gipsem, kolejne dwa to czas gdy zaczyna się w miarę sensownie chodzić o własnych nogach. straty powstałe przez ten czas są na chwilę obecną tak duże, że nie jestem w stanie ich nadrobić.
Do tego, wpadłem w pułapkę długów, mam kilka kredytów niespłaconych, rachunki za telefon, faktury za dostawy/usługi, podatek, ZUS i już nawet sam nie wiem co jeszcze. Znajomy od którego wynajmujemy dom okazał się na tyle koleżeński że przez czas kiedy byłem "niedysponowany" nie pobierał opłat za wynajem, tak więc pokrywaliśmy tylko rachunki i koszty eksploatacji domu. Teraz kazał nam się wyprowadzić, akurat w momencie kiedy kasa już całkowicie się skończyła i na kontach są same minusy. Nie mogę sobie teraz pozwolić na wynajem mieszkania bo ma zupełnie niestabilną sytucję finansową i nie wiem co może się wydarzyć. Co prawda wygrałem przetarg po którym spodziewam się dużych pieniędzy, jednak nie moge go zrealizować, ponieważ zabrakło mi pieniędzy na jego rozpoczęcie. Jeżeli nie zrealizuję przetargu zgodnie z zamówieniem, moge zostać pociągnięty do odpowiedzialności, również karnej. W bankach nie chcą mi sfinansować przetargu ponieważ mam wszędzie zaległości.
Prokrastynacja, niechęć do życia i brak nadziei coraz bardziej się odzywają.
W czasie gdy to wszystko się zaczęło moja dziewczyna zaszła w ciążę, gdy mnie zwolnili właśnie odbierałem poród. Wtedy jeszcze studiowałem prawo i następnego dnia miałem egzamin. Ponieważ byłem zajęty innymi rzeczami niż studiowaniem musiałem odpuścić resztę sesji i w ten sposób przepadły mi całe studia (muszę zaczynać od początku bo zmienił się program nauczania). Przez ten cały czas (a trwa on od dwóch lat) ze swoją dziewczyną oddaliliśmy się od siebie. W ogóle nie uprawiamy seksu, prawie w ogóle nie rozmawiamy ze sobą. Jedyną osobą na którą mogę liczyć jestem ja sam.
Mieszkając z rodzicami wpadłem jeszcze w alkoholizm (ale daję rady). Dodatkowo, po miesiącu mieszkania u mojej mamy, moja dziewczyna przeprowadziła się z naszym dzieckiem do swoich rodziców (ponad 300 km) a więc przez 9 miesięcy miałem ograniczony kontakt z dzieckiem.
Szukam jakiejś stałej pracy na etat, ale chyba nikt nie chce mnie przyjąć. Chciałbym zamknąć firmę, ale nie moge bo jestem związany przetargiem do przyszłego roku.
Wszystko jakoś tak zaczęło się pieprzyć. Czuję, że spadam na samo dno i żyje tylko złudzeniami i marzeniami. Wiele w swoim życiu przeszedłem, wiele widziałem, wiele się nauczyłem, boję się o to co może wydarzyć się jutro, zbiera mi się tylko na nienawiść do tego wszystkie. Oczywiście nie mam żadnych myśli samobójczych, mam 28 lat i mam dla kogo żyć.
Straciłem pieniądze, przyjaciół, pracę i wiem, że już nie odzyskam. Muszę budować wszystko od nowa ale nie mam jak. Wszystkie moje plany (o dziwo) nie wychodzą.

Dzięki.

P.S. Przepraszam za błędy ale jestem zmęczony i nie mam nawet siły aby je skorygować.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group